0 : 0
Miał być Don Corleone, przyszedł Pinokio. Mieszanka futbolowo-sycylijska miała przyprawić o dreszcz emocji, ale zamiast nich doświadczyliśmy chwilami ulewnego deszczu i nudy wiejącej z boiska.
Ktoś mógłby spodziewać się łatwego zwycięstwa gospodarzy: liderujące w Serie B Palermo podejmowało zespół okupujący dolną część tabeli, realnie zagrożony spadkiem do niższej ligi. Absolutnym minimum miało być obejrzenie choć jednej bramki, ale i na to nie zanosiło się po kilkunastu pierwszych minutach spotkania. Palermo raziło nieporadnością w grze i na tle całkiem dobrze zorganizowanej Modeny nie wyglądało na zespół walczący o powrót do elity włoskiego futbolu.
Kapitanem miejscowych jest Abel Hernandez. 23-letni Urugwajczyk stanowi o sile ognia swojego zespołu: przed meczem z Modeną miał na swoim koncie 11 z 33 strzelonych przez Palermo w bieżącym sezonie bramek, ale sobotnie deszczowe i wietrzne popołudnie tym razem nie sprzyjało snajperskim popisom zawodnika – tak naprawdę nie miał ani jednej okazji określanych mianem „stuprocentowych”. A że wsparcie w linii pomocy miał mizerne, skończyło się na bezładnej bieganinie wzdłuż i wszerz boiska.
Jedyne co pozostanie przez jaki czas w pamięci, to podobieństwo do Didiera Drogby (łącznie z numerem na koszulce: „11”), które Hernadzez stara się (pewnie podświadomie) pielęgnować: porusza się w sposób niemal identyczny do piłkarskiej legendy Wybrzeża Kości Słoniowej (oraz Chelsea, bo występy w Galatasaray wyglądają na tzw. „łabędzi śpiew”), ma też bardzo podobną fryzurę.
Curva Sud cieszyła się i w tym przypadku względnie największą frekwencją – to właśnie na tej trybunie zasiadają najwierniejsi sympatycy klubu na wielu stadionach. Ale i tak zainteresowanie meczem lidera Serie B było dość umiarkowane, na mój gust pojawiło się na Stadio Renzo Barbera nie więcej niż 10 tysięcy osób.
Gra rzadko kiedy wzbudzała żywsze reakcje. Po przerwie ciut żwawiej zaczęli się poruszać goście, co zmusiło albańskiego bramkarza Palermo do dwóch popisowych interwencji w przeciągu zaledwie jednej minuty. Cztery żółte karki (po dwie dla każdej ze stron) dopełniają remisowej statystyki spotkania.
Gdyby nie fatalna pogoda ponownie wybralibyśmy się na spacer do miasta, ale i tak udało nam się zobaczyć co nieco przed meczem i zrobić kilka zdjęć, które będą zdecydowanie najcenniejszym trofeum z wyjazdu, bo do samego meczu wspomnieniami wracać raczej nie będziemy.