4 : 0
Wizyta trochę przypadkowa, choć nie do końca. Pierwotnie mieliśmy być na meczu Victorii Pilzno, ale z zaledwie kilkudniowym wyprzedzeniem mecz (ówczesnego) lidera czeskiej ekstraklasy przeniesiono z soboty na Niedzielę Wielkanocną. W związku z czym należało znaleźć coś odpowiedniego w Pradze. Padło na Slavię, bo to jedyny z czterech praskich zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej Republiki Czeskiej, który w świąteczny weekend rozgrywał mecz u siebie.
Sprzedawca w sklepie pamiątkarskim na praskiej starówce postraszył nas, że z biletami może być ciężko, bo Slavia gra w tym sezonie bardzo dobrze, co ma przełożenie na zainteresowanie meczami, a w związku z tym i biletami. Rzeczywistość okazała się wyglądać inaczej – owszem, na Eden Arena stawiło się kilka tysięcy kibiców, ale z nabyciem wejściówek do centralnie położonego sektora nie było żadnego problemu.
Co ciekawe, pod koroną stadionu znajduje się, oprócz typowych dla miejsca placówek takich jak kasy, knajpa oraz sklep z pamiątkami klubowymi, również McDonald’s, w którym można kupić piwo. Wiadomo – Czechy, jakiekolwiek ograniczenia w dostępie do tego napoju wywołałyby niechybnie zamieszki.
Przeciwnik większego oporu nie stawił. Miejsce w ligowej tabeli dość dobitnie odzwierciedla poziom sportowy drużyny z Hradec Kralove. W związku z czym Slavia przejechała w pierwszej połowie po gościach niczym walec, by w drugiej dla pewności strzelić czwartą bramkę i bez zbędnego wysiłku (kolejny mecz z liderem tabeli) kontrolować przebieg spotkania.
Jak przystało na europejską drużynę z czołówki krajowej ligi, nie zabrakło w składzie Slavii obcokrajowców: w pierwszej jedenastce wybiegło dwóch piłkarzy z Afryki, jeden Norweg i jeden Turkmen – ten ostatni nawet strzelił gola. Dla równowagi patriotycznej, gola zdobył również Milan Skoda.
Po meczu szybciutko udało się zamówić ubera, którym wróciliśmy na praską starówkę. Co prawda deszczowa aura nie pozwoliła na większy spacer, ale i tak nie mamy co narzekać.