

3 : 2

Do Cremony tak czy owak warto przyjechać: niewielkie, acz przyjazne miasteczko z urokliwą starówką i znajdującymi się w jej centrum katedrą oraz baptysterium.
Cremonese to jeden z włoskich klubów „meteorów” – krążących między Serie A a niższymi klasami rozgrywkowymi. Historyczny, pierwszy awans do włoskiej ekstraklasy został wywalczony w 1984 roku – warto przy okazji wspomnieć, że do drużyny dołączył wtedy nasz słynny obrońca Władysław Żmuda, który wcześniej zaliczył dwa sezony w Hellas Werona (1982–84) oraz króciutki epizod w nowojorskim Cosmosie.
W międzyczasie klub doświadczył typowej sinusoidy: od spadku do Serie C2, przez promocję do Serie B w 2017 roku, aż po awans do Serie A – najpierw w 2022, a ostatnio w 2025 roku. Jak widać, klub założony w 1903 roku przeszedł niemało, a kibice – z natury rzeczy – muszą z nim być na dobre i złe, a czasem nawet najgorsze.
W sobotni wieczór stawili się na wysłużonym Stadio Giovanni Zini całkiem licznie. Na sektor wskazany na bilecie nie jest łatwo trafić świeżakom takim jak my (na mecz wybrałem się z żoną), bo z niewiadomych przyczyn oznakowanie trybun jest kiepskie, a porady porządkowych okazały się – delikatnie rzecz ujmując – nieprecyzyjne.
Przez pierwsze 20 minut na boisku nie działo się praktycznie nic. Jakiś bardziej egzaltowany komentator wspomniałby pewnie o „partii szachów”, ale ja nazwę to po prostu nudą. W związku z tym zacząłem szukać jakichś „smaczków”, zupełnie się nie obawiając, że przeoczę coś interesującego na boisku. Znalazłem dwie ciekawostki, obie w drużynie gości. Pierwsza to polski prawy obrońca Sebastian Walukiewicz, znany z wcześniejszych występów w Torino. Druga – legenda europejskiego futbolu, Serb Nemanja Matić, jeden z ulubieńców José Mourinho, mający na koncie występy w takich gigantach jak Chelsea czy Manchester United (w tym drugim spędził pięć sezonów). Do Sassuolo trafił z Lyonu w ostatniej chwili – został potwierdzony do gry na trzy dni przed meczem w Cremonie. O ile Polak grał bardzo zachowawczo, żeby nie powiedzieć „pasywnie”, to Serb imponował doświadczeniem i aktywnością – mimo swoich 37 lat.
Gospodarzom udało się jeszcze przed przerwą strzelić dwie bramki „z niczego”. W drugiej połowie Sassuolo wyszło na murawę z mocnym postanowieniem poprawy, co zaowocowało zdobyciem dwóch bramek i realną szansą na sięgnięcie nawet po wyjazdowe zwycięstwo. Jednak determinacja i trafione zmiany w drużynie Cremonese dały trzy punkty gospodarzom – zwycięska bramka padła w doliczonym czasie gry z karnego, a szczęśliwym strzelcem okazał się zmiennik, który rzut karny własnoręcznie wywalczył.
I w ten sposób po dwóch kolejkach Serie A na czele tabeli dość sensacyjnie – trzeba przyznać – znajduje się drużyna z Cremony.









