0 : 2
Na mecz zabrałem ze sobą czapkę MU, którą kupiłem na Old Trafford przed meczem z Boltonem. Założyłem ją tuż przed wejściem na stadion trochę dla zgrywy, trochę dla mojego angielskiego przyjaciela, który kibicuje United od ponad pięćdziesięciu lat. Tak – pięćdziesięciu, bo sam skończył w tym roku 67. Czapka nie uszła uwadze pracownika ochrony: „Komu Pan kibicuje?” – „MU” – „W takim razie powinien Pan nabyć bilet na inny sektor” – „Ale ja mam bilet do sektora kibiców Blackburn” – spanikowałem trochę – „W takim razie proszę zdjąć czapkę”. Zdjąłem bez słowa sprzeciwu, facet zaimponował mi spokojną i rzeczową argumentacją.
Na Ewood Park pojawiło się tego wieczoru ok. siedmiu tysięcy fanów Czerwonych Diabłów, którzy zajęli praktycznie całą trybunę za jedną z bramek i zupełnie zdominowali dopingiem gospodarzy.
Blackburn wyszło na murawę z prośbą o litość w oczach. O dziwo, pierwsza połowa nie przyniosła bramek, które wisiały w powietrzu. Inna sprawa, że zupełnie nie mógł się odnaleźć w ataku Chicharito, który w drugiej połowie został zmieniony – co okazało się kluczem do sukcesu, Ashley Young wniósł do gry sporo werwy.
Zwycięstwo w Blackburn znacznie przybliżyło MU do obrony tytułu.
Niebiesko-biali mieli w ręku zbyt mało atutów. Jednym z nich był z pewnością posiłek w strefie „hospitality”. Tak dobrych dań na ciepło i zupełnie przyzwoitego wina nie spotyka się w Anglii zbyt często.