0 : 1
Balon nadziei, oczekiwań, a nawet żądań („Tylko zwycięstwo, Polacy tylko zwycięstwo”) w końcu pękł. Podobno pierwsza połowa dawała nadzieję na dostarczenie zamówienia złożonego na ręce Reprezentacji Polski przez Naród. Z akcentem na „podobno”, bo ja nie widziałem niczego, co mogłoby udawać tzw. światełko w tunelu. Wyliczanie zawodników defensywnych w meczu, który trzeba było wygrać, nie ma nawet większego sensu, bo o żadnej taktyce trudno coś uczciwie powiedzieć.
Czesi, grając bez swojego reżysera Rosickego, pokazali nam na czym polega gra w piłkę w taki sposób, żeby osiągać zamierzone cele.
Nasze orły nie mają reżysera. Ba, nawet kogoś, kto mógłby udawać krzesełko reżysera. Nie mają też kapitana z prawdziwego zdarzenia, bo opaska na ręce to zdecydowanie za mało. Obraz nędzy i rozpaczy dość dobitnie podsumowuje jedna ze zmian dokonanych przez Smudę w końcówce spotkania: na boisko wszedł postrach boisk europejskich i nie tylko: Paweł Brożek. Może chodziło o rozluźnienie szyków obronnych Czechów poprzez ich rozśmieszenie?
Wspaniała atmosfera na godnym rangi imprezy stadionie to zdecydowanie największy, ale i niestety jedyny plus widowiska tamtego sobotniego wieczoru.
Ponieważ balon pękł, wydobywające się z niego powietrze rozniosło nieprzyjemne zapachy tuż po meczu: kapitan biało-czerwonych, zamiast grzecznie przeprosić kibiców i podziękować za doping, wskazał bezpośrednią przyczynę porażki, a mianowicie brak odpowiedniej liczby biletów dla rodzin, sąsiadów i dalszych znajomych naszych reprezentantów. Wił się potem Jakub „W Pewnym Sensie” Błaszczykowski przed Moniką Olejnik, plotąc w kółko o tym, że „jest już pięć lat poza Polską” oraz że „pewnych rzeczy jest już nauczony” oznaczając przy tym każde zdanie obowiązkowym „aczkolwiek”, „w mojej opinii”, „tak jak mówiłem” oraz królującym „w pewnym sensie”. Ciężko było, ale wysłuchałem całości rozmowy. „Przepraszam” nie padło, ale przynajmniej Pani Redaktor wdzięczyła się niemiłosiernie, a nawet założyła na oczach całej Polski Jakubową koszulkę reprezentacyjną, w której był uprzejmy strzelić rzeczywiście piękną bramkę drużynie Rosji.
Pożar w burdelu w czasie powodzi jeszcze przed nami: już we wrześniu ruszają eliminacje do MŚ’14 w Brazylii, dopiero w październiku wybory nowych władz PZPN (Lato póki co pokazał mediom dyskretnie, ale i konkretnie środkowy paluch w sprawie swojej rezygnacji z prezesury), karuzela spekulacji co do ewentualnych następców Smudy ruszyła: od tymczasowego Majewskiego (Panie, zmiłuj się!) poprzez Engela, który „i tak pracuje na etacie w PZPN” (Matko Boska!), aż do Probierza („za hardy”).
Żegnaj Euro, witaj dniu powszedni!