3 : 0
Żeby zobaczyć Czerwone Diabły w akcji, najpierw trzeba się wdrapać na Betzenberg, ale wysiłek się opłaca: Fritz-Walter-Stadion jest obiektem nowoczesnym, a poza tym ma w sobie coś takiego, że nie można wprost doczekać się rozpoczęcia zawodów.
Na trybunach czuć napięcie związane z oczekiwaniem powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej Niemiec. Niby 2. Bundesliga to też nie byle co, ale Kaiserslautern ma aspiracje wynikające z długoletniej i bogatej historii klubu.
W składzie gospodarzy nie pojawił się Ariel Borysiuk, który jak się okazuje został odesłany do drużyny rezerw występującej w lidze regionalnej. Prawdopodobnie oznacza to dla Polaka konieczność znalezienia sobie nowego klubu, bo o powrót na boiska 2. Bundesligi będzie ciężko.
Goście nie mieli w meczu do powiedzenia praktycznie nic, choć znajdowali się przecież w górnej części ligowej tabeli. Pierwsze skrzypce grały Diabły, które zupełnie nie przejęły się bezramkowym stanem do przerwy. Konsekwencja w grze musiała przynieść owoce, a wszystkie trzy bramki zostały zdobyte po wzorowo przeprowadzonych akcjach, w których nie było ani krzty przypadku.
Moim prywatnym odkryciem meczu został strzelec trzeciej bramki, Enis Alushi. Pochodzący z Kosowa pomocnik wniósł do wydawało się już wcześniej dobrze poukładanej drużyny element decydujący – kreatywność. Po pierwszej wymianie piłek partnerzy zaczęli szukać go na boisku, a wspomniana bramka była godnym zwieńczeniem postawy zawodnika. Ciekawe, czy zacznie dostawać od szkoleniowca Kaiserslautern szansę na bardziej regularne występy.
W przerwie meczu publiczność wybuchem radości przyjęła wiadomość o prowadzeniu Ingolstadt na boisku odwiecznego rywala – FC Koeln. Drużyna Peszki i Matuszczyka (Matushyka?) ostatecznie przegrała, czym dodatkowo wprawiła kibiców Kaiserslautern w wyborny nastrój.
Po krótkim spacerze w centrum udaliśmy się w kierunku drugiej z atrakcji tego dnia – hotelu „Alcatraz”, przerobionego z dawnego budynku więziennego ze wszystkimi tego konsekwencjami: w naszej celi znajdowały się piętrowe prycze, metalowa szafka, krzesło i stolik oraz (uwaga) nieodgrodzona niczym część sanitarna. Zero prysznica, zero telewizora.
Następnego ranka ucieszeni, że to tylko „tak na próbę”, udaliśmy się w drogę do Karlsruhe, żeby zobaczyć kolejny mecz w 2. Bundeslidze.