2 : 2
Zdobycie biletu w dniu meczu to podobno „mission impossible” (nie wiem, bo nie sprawdziłem), w związku z tym zadbałem o wejściówkę na kilka tygodni przed przyjazdem do Monterrey. Moi firmowi koledzy stanęli na wysokości zadania i – sądząc po plastikowej karcie z czipem – ktoś inny musiał poświęcić swoje miejsce na moją korzyść. Tym milej będę wspominał wizytę na Estadio XXXXXX.
Największym wyzwaniem w czasie przedmeczowym jest znalezienia miejsca parkingowego. Dlatego wypada, a wręcz należy wybrać się na tego typu imprezę z lokalsem. Fernando, bo o nim mowa, wg zapewnień moich kolegów miał spełniać (w razie czego) również funkcję ochroniarza, ale na szczęście do „w razie czego” nie doszło.
Na stadionie pojawiło się mnóstwo kobiet, dziewczyn i dzieci, co zapewne sprzyjało spokojnej, jeśli nie familijnej atmosferze. Kibice z flagami i innymi gadżetami oczywiście też przyszli, ale zajmowali się śpiewaniem, klaskaniem, tańcem, skakaniem oraz innymi aktywnościami, do których z pewnością nie należało wyrywanie lub podpalanie krzesełek lub fizyczna przemoc wobec kogokolwiek. Tylko pozazdrościć takich ultrasow.
Poziom sportowy spotkania nie był oszałamiający, ale na nienagannie wyszkolonych technicznie Latynosów zawsze miło popatrzeć. Meksyk nie dysponuje obecnie nadmierną liczbą gwiazd światowego formatu – oprócz Chicharito mającego za sobą występy w MU, trudno mi sobie kogoś przypomnieć.
Prowadzenie objęli, i to całkiem zasłużenie goście, którzy stosunkowo szybciej uporządkowali grę, strzelili ładną bramkę i bez problemu utrzymali prowadzenie do przerwy. Męska rozmowa w szatni Tygrysów wyraźnie pomogła, bo w drugiej odsłonie spotkania strzelili dwie bramki, by następnie – co się często zdarza – osiąść na laurach naiwnie sądząc, że przeciwnicy spod znaku Niebieskiego Krzyża są już na widelcu.
Remis to wynik jak najbardziej sprawiedliwy, a sądząc po reakcjach – miejscowa publiczność w znacznej części takie zdanie podzieliła, bo pomstujących było jak na lekarstwo.
Po ostatnim gwizdku sędziego wystarczyło jeszcze tylko wyruszyć w drogę powrotną na parking i do samochodu, by już po mniej więcej godzinie rozkoszować się resztka sobotniego wieczoru.