4 : 1
Na Stade de Suisse pojawiliśmy się po ponad siedmioletniej przerwie. Tym razem wylądowaliśmy w sektorze kibiców gości – system online, za pomocą którego kupowałem bilety, nie zająknął się o tym fakcie nawet w pół słowa, co jest o tyle dziwne, że nie każdy życzy sobie bezpośredniego towarzystwa w postaci kibiców odpalających race, zwłaszcza jeśli na stadion wybiera się z nieletnimi.
Obserwacja widowiska z poziomu takiego sektora ma swoje plusy: można się dowiedzieć, że wodzireja kibiców prawie w ogóle nie interesuje przebieg wydarzeń na boisku, a w swoim przenośnym megafonie wydaje się być zakochany. Stojąca przed nami czterdziestoletnia młodzież o wiele bardziej ceniła piwo sprzedawane z korzystnym rabatem w sześciopakach oraz wynalazki wytwale zawijane w bibułkę, niż wyrafinowaną taktykę meczową drużyny FC Thun.
Przez znaczną część spotkania grę kontrolowali gospodarze i tylko raz, po bramce wyrównującej przyjezdnych wydawało się, że mecz może mieć bardziej wyrównany przebieg.
“Dzień Konia” zaliczył wpuszczony na boisko w 75. minucie Guillaume Hoarau, który wkrótce potem zdobył dla YB dwie bramki i generalnie zaprezentował się bardzo korzystnie na tle chaotycznie grających obrońców Thun. Gołym okiem widać, że 32-letni Francuz ma na koncie występy w silniejszej niż szwajcarska lidze (m.in. 5 sezonów w PSG) i generalnie wie, o co w tej grze chodzi.
Końcowy gwizdek sędziego oznaczał dla nas konieczność pozostania w sektorze przez ponad pół godziny. Przepisy bezpieczeństwa głoszą, że właśnie w ten sposób minimalizuje się ryzyko bezpośredniego kontaktu kibiców obu drużyn, a zwłaszcza tych, którzy poza futbolem miłują sporty walki. Przymusowe czekanie miało tę zaletę, że w międzyczasie opustoszał przystadionowy parking. Tego dnia na stadionie zameldował się wg spikera zawodów (podobno) komplet widzów, choć mieliśmy co do tego komunikatu istotne wątpliwości.
Tak czy owak, Young Boys po trzech kolejkach ligowych depczą po piętach murowanemu kandydatowi do mistrzostwa – FC Basel. Jakakolwiek odmiana w tym względzie zostałaby przez futbolowy świat szwajcarski przyjęta z radością – dominacja bordowo-granatowych stała się w ostatnich latach zwyczajnie nudna.