5 : 2
Po pięciu minutach meczu wynik brzmiał 2:0 i było jasne, że na tym się nie skończy. W związku z tym publiczność (ok. półtora tysiąca osób) ostrzyła sobie zęby na kolejne bramki, licząc na to, że miejscowi nie odpuszczą, mając drużynę z Ticino w narożniku. O dziwo, przez kolejne pół godziny działo się niewiele, z wyjątkiem strzału w słupek po jednej z kontr FCV.
I jak tu nie wierzyć w stare piłkarskie porzekadła: „niewykorzystane sytuacje się mszczą” – zamiast 3:0 wynik kilka chwil później brzmiał 2:1 po solowej akcji i pięknym strzale z ok. 20 metrów najlepszego w drużynie gości Regazzoniego. Bramka znacznie ożywiła ławkę rezerwowych FC Chiasso, którzy zachęcali kolegów do pójścia za ciosem. Poszli, ale nadziali się na kolejną kontrę i w efekcie stracili bramkę z karnego oraz zawodnika – za faul na wychodzącym na tzw. czystą pozycję zawodniku gospodarzy Reclari zobaczył czerwoną kartkę. 3:1 do przerwy zwiastowało raczej spokojny przebieg meczu w drugiej odsłonie.
Nic z tych rzeczy: do przodu ostro ruszyli goście i to oni tym razem wywalczyli karnego, którego na bramkę zamienił Facchinetti. Mecz siłą rzeczy się ożywił, na plac gry weszło kilku nowych zawodników i zaczęło pachnieć kolejnymi golami. Większą odpornością psychiczną (oraz w sumie lepszymi zmianami) wykazali się zawodnicy drużyny z Księstwa Liechtensteinu, którzy zadali przyjezdnym dwa ciosy.
Ostatnia z bramek padła w kontrowersyjnych okolicznościach: w zamieszaniu na polu karnym padł strzał, po którym piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki, a sędzia liniowy podniósł chorągiewkę do góry. O dziwo, po konsultacji sędzia główny pokazał na środek boiska uznając bramkę.
Osobiście nie przypominam sobie, żebym widział wcześniej podobną sytuację. Zawodnicy FC Chiasso chyba też nie, a dwóch zawodników będących najbliżej sędziego liniowego kierowało pod jego adresem groźby karalne, sądząc po gestykulacji oraz mimice. Swoją drogą – zupełnie niepotrzebnie, bo to przecież główny arbiter podejmuje ostateczne decyzje.
Ciekawostka nr 1: zarówno piewszą, jak i ostatnią bramkę zdobył 21-letni Koreańczyk – do tego Północny – Kwang Ryong Pak, który gra na boiskach szwajcarskich już trzeci sezon. Papierów na zostanie Messim raczej nie ma (nawet niepodobny), ale ma cechę tak rzadko charakteryzującą np. polskich piłkarzy: chce mu się grać i cały czas biega po boisku. W sporcie jak w biznesie oraz w życiu w ogóle: oprócz umiejętności jeszcze bardziej liczą się chęci i zaangażowanie w sprawę.
Ciekawostka nr 2: dzieci nawet na trybunę główną Rheinpark Stadion wchodzą za darmo.
Ciekawostka nr 3: Vaduz ma praktycznie pewny awans do Super League, ale nie wiadomo, jak długo się w niej utrzyma. W Szwajcarii meteorytów krążących między obydwoma najwyższymi ligami jest kilka: oprócz Vaduz należą do nich Servette Genewa, Lausanne Sport, Thun i Aarau. Coś tak mniej więcej jak FC Koeln, Kaiserslautern i Hertha w Bundeslidze – drużyny za silne na II-gą i za słabe na I-szą klasę rozgrywkową.
Ciekawostka nr 4: mało jest tak malowniczo położonych stadionów: jak sama nazwa obiektu wskazuje, obiekt leży nad rzeką, do tego w otoczeniu gór, które w słoneczną pogodę dostarczają dodatkowych wrażeń estetycznych widzom – szczególnie takim jak my – spoza Vaduz, bo dla miejscowych pocztówkowe krajobrazy to pewnie normalka.