0 : 3
W dniu meczu przewaga liczebna kibiców Sampdorii ubranych w tradycyjne niebieskie koszulki była miażdżąca. Ani na starym mieście, ani w okolicach Porto Antico nie widzieliśmy nikogo w barwach CFC Genoa. Na stadion, z którego notabene korzystają obydwa kluby, idzie się z centrum dobre 15 minut, nad korytem wyschniętej rzeki. Tu też nie zauważyliśmy ani jednej bordowej koszulki rywali Sampdorii. Zaczęliśmy się w końcu zastanawiać, czy kibice CFC Genoa pojawią się na Stadio Comunale Luigi Ferraris.
Pojawili się. Co prawda mniej licznie, ale ci najwierniejsi, zgromadzeni na trybunach za jedną z bramek, w niczym nie ustępowali w jakości dopingu Sampdorczykom, a przebieg meczu dał im szansę zaprezentowania pełnej gamy niezwykle żywiołowego, ale kulturalnego dopingu.
Kibicowanie mniej utytułowanej drużynie w danym mieście to zajęcie wymagające hartu ducha. Im większa różnica w ilości zdobytych trofeów przekładających się na chwałę i sławę klubu, tym większa tęsknota za sukcesem, choćby najmniejszym. Takim jak wyższe miejsce w ligowej tabeli, czy zwycięstwo w derbach.
Parę lat temu fortuna odwróciła swe przyjazne lico w kierunku Manchesteru City, przez dziesięciolecia żyjącego w cieniu swych diabelsko-czerwonych sąsiadów zza miedzy. Do dziś trwa zdecydowana dominacja Barcelony nad Espanyolem (pewnie mało kto wie, że w stolicy Katalonii jest jeszcze jeden klub grający w Primera Division). Juventus od lat patrzy z góry na FC Torino, a Roma na Lazio. Remisowo rzecz się ma w Lizbonie: co prawda Benfica po raz kolejny triumfuje w rozgrywkach ligowych, ale Sporting depcze jej po piętach. W Serie A kryzys sportowo-finansowy solidarnie dopadł Inter i AC Milan, które kilkanaście lat temu należały wraz z Juventusem do potęg włoskiej ligi.
W niedzielne popołudnie (a przy okazji imieniny Stanisława) CFC Genoa rozjechała swoich sąsiadów 3:0, ani na chwilę nie pozostawiając złudzeń, która drużyna jest lepsza. Miło było popatrzeć na zawodników Gian Piero Gasperiniego, którzy od początku spotkania mieli pomysł na grę.
Sampdoria nie posiadała ani jednego atutu, a na niegdysiejszego asa włoskich boisk – Antonio Cassano, aż żal było patrzeć, a to, że zagrał w całym meczu może świadczyć o przedkładaniu szacunku dla przeszłych dokonań napastnika nad bieżące potrzeby drużyny, w której zawiódł również drugi napastnik, Fabio Quagliarella.
Na trybunach “neutralnych” przewaga Sampdorii też była aż nadto widoczna, ale nie przeszkodziło to zupełnie fanom i fankom Genoi w manifestowaniu swojego szczęścia. O dziwo, tuż obok nas starsza pani – kibicka bordowo-niebieskich, stała się obiektem ataku (werbalnego i fizycznego – rzucano w nią śmieciami i polewano wodą) sfrustrowanych Sampdorczyków. Kibicka okazała się jednak twardą jednostką – powstała z krzesełka, odwróciła się w stronę gnębicieli i bardzo wyraźnie zaprezentowała w ich stronę środkowy palec. Prześladowanie ustało, co dla niejednego obserwatora było (mam nadzieję) wielką nauką.
Oprócz ligowego zwycięstwa, CFC Gena jest w bieżącym sezonie wyżej w tabeli od swoich rywali, którzy w mniej sprzyjających okolicznościach mogli zaliczyć spadek do Serie B.
Szczerze pogratulowaliśmy siedzącym obok nas kibicom bordowo-niebieskich. Razem z nimi cieszyliśmy się momentami triumfu nad Większymi Braćmi. A może to początek zmiany układu sił w mieście?