3 : 1
Mecz o nic – najsłynniejszy klub Chile przegapił swoją szansę na mistrzostwo kraju w kwietniu – najpierw przegrywając u siebie z bezpośrednim konkurentem do tytułu, Cobresal, a następnie z inną drużyną z czołówki tabeli – lokalnym rywalem Universidad Catolica. W związku z tym na Estadio Monumental pojawiła się w sobotni wieczór stosunkowo niewielka grupa kibiców – przede wszystkim miejscowych, ale kilkunastu fanów Wanderers też przyszło i miało swoje parę minut szczęścia, po wyrównującej na 1:1 bramce Cellerino.
47-tysięczny obiekt istotnie sprawia wrażenie monumentalnego, choć z pewnością atmosfera jest zupełnie inna, gdy na trybunach zasiada komplet widzów. Ale i tak drobne utarczki miały miejsce – a to między kibicami obydwu drużyn oddzielonymi siatką i paroma obojętnie przyglądającymi się zajściom porządkowym, a to między kibicami Colo Colo a oddziałami policji – co wyglądało raczej na działalność dorywczą, spowodowaną głównie nudą w trakcie przerwy spotkania.
W klubowym sklepiku całkiem niemały wybór pamiątek, ale z dostępnością rozmiarów już gorzej – dla przeciętnego Chilijczyka ktoś, kto nosi „L”, to już King Kong. Za to w lodówce Loży VIP, w której zasiedliśmy (a co!) była nieograniczona dostępność Pepsi Light w ilości jedna puszka na głowę, a także słodycze i chipsy.
Po rozpoczęciu spotkania żadna z drużyn nie osiągnęła wyraźnej przewagi, ale było widać, że gościom bardziej zależy na sprawieniu o wiele bardziej utytułowanemu rywalowi psikusa w ostatnim meczu sezonu. Zabrakło precyzji, a po przerwie – determinacji, więc piłkarze spod znaku Indianina strzelili za sprawą swojego rezerwowego gracza dwie bramki w końcówce.
Po meczu udaliśmy się do nowoczesnej dzielnicy Santiago zwanej Sanhattanem, aby w ciszy i skupieniu, aczkolwiek przy jadle i napojach, przedyskutować mecz, mentalnie przygotowując się do gwoździa programu (derby Buenos Aires) następnego dnia, o czym w szczegółach w osobnej notce.