0 : 6
Mecz w zasadzie był pretekstem, żeby odwiedzić stolicę Estonii. Tallin rzeczywiście robi wrażenie miasta nowoczesnego, ale zarazem z tradycjami. Starówka to mieszanka wpływów niemieckich, rosyjskich i skandynawskich.
W knajpach przy głównym rynku królują głównie Finowie, korzystający z uroków różnicy cen alkoholu w porównaniu z tymi w ojczyźnie.
Po angielsku mówi wielu Estończyków, po rosyjsku jeszcze więcej – to piętno ZSRR będzie odczuwalne jeszcze przez długie lata. Inna sprawa, że znajomość rosyjskiego Estończykom się zwyczajnie opłaca – nie ma w okolicy większego rynku zbytu.
Język rosyjski w swojej, powiedzmy, kolokwialnej postaci, docierał do naszych uszu również z boiska. Niegdysiejsi pogromcy Wisły Kraków w eliminacjach do Ligi Mistrzów rozjechali gospodarzy, nie mając zupełnie szacunku chociażby dla nazwy ich klubu. Komunikowali się przy tym ze sobą za pomocą słów, o które pytał mnie mój syn, a ja udawałem, że nie usłyszałem pytania i zagadywałem go o wietrzną pogodę.
Cena biletu adekwatna do poziomu widowiska oraz chmary kibiców (jakieś 40-50 osób): wstęp wolny. Dopiero na stadionie zrozumiałem konsternację osób, które wcześniej zagadywałem o możliwość nabycia biletu na mecz.