1 : 1
Wizyta we francuskojęzycznej części Szwajcarii to przeżycie samo w sobie – niby ten sam kraj, a wrażenie pobytu „za granicą” jest nieuchronne. Tutejsza ludność wydaje się prowadzić inny styl życia, bardziej „na luzie” i w wolniejszym tempie, oczywiście w porównaniu z niemieckojęzyczną częścią konfederacji.
W konkurencji drużyn reprezentujących dwa duże ośrodki miejskie regionu, czyli Lozannę i Genewę, górą w tym sezonie jest w pewnym sensie ta pierwsza, bo występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej, a Servette w drugiej lidze z angielska zwanej Challenge League.
Stadion Olimpijski oddalony jest od starego miasta o mniej więcej kilometr i sprawia wrażenie obiektu mocno wysłużonego. Rozbawiły nas oznaczenia surowo zabraniające odbijania piłki rakietą tenisową od ściany stadionu. Oczami duszy można sobie wyobrazić te rzesze amatorów tenisa uprzykrzających życie kibicom piłkarskim.
Jak na Szwajcarię ceny biletów były znośne: 27 franków za normalny, 7 za młodzieżowy, na trybunę centralną. Tłumów nie było, bo po pierwsze sierpniowa pogoda z pewnością stwarzała okazję do weekendowego wypadu poza miasto. Poza tym pojedynek między ostatnią a przedostatnią drużyną w tabeli ligowej nie gwarantował wysokiego poziomu sportowego widowiska.
Istotnie, mniej zaprawieni w bojach kibice mogli zostać uśpieni tempem spotkania w pierwszym kwadransie. W zasadzie jedyną rozrywką w tym czasie było przysłuchiwanie się monotonnym, zdartym jak płyta winylowa, kibicowskim przyśpiewkom przyjezdnych, którzy stawili się w Lozannie dość licznie.
I kiedy bukmacherzy zawiesili już pewnie zakłady opiewające na 0:0, po całkiem składnej kontrze zakończonej strzałem pod poprzeczkę, gospodarze wyszli na prowadzenie. Dopiero teraz okazało się, że Lozanna też ma kibiców – szalikowców, którzy do tej pory byli na stadionie jakby incognito.
Obydwie drużyny zaczęły poruszać się po murawie o wiele żwawiej, bo jedna poczuła krew, a drugą zmusiła do tego urażona ambicja – nikt nie lubi przegrywać z ligowym outsiderem.
I jak to zwykle bywa w takiej sytuacji, po przerwie na boisku dominowali goście, podczas gdy miejscowi ograniczyli swoją działalność sportową do uprzykrzania przeciwnikom życia. Misja Koników Polnych się powiodła, rzut karny został w końcu wymęczony, a następnie wykorzystany.
Podział punktów w takim meczu to de facto porażka obydwu drużyn. Szansa na zdobycie punktów w potyczkach z zespołami z górnej części tabeli będzie zdecydowanie mniejsza. Niewykluczone, że w przyszłym sezonie Lozanna i Genewa ponownie zamienią się ligami.