1 : 1
Bilet na stadion: cztery euro. Kubek kawy typu instant: jedno euro. Smycz na telefon komórkowy w barwach klubowych: trzy euro. Zobaczyć na żywo mecz superligi łotewskiej: bezcenne.
Wsiadając do taksówki pod hotelem „Radisson Latvija” byłem przekonany, że kurs na stadion Hanzas nie będzie dla kierowcy jakimś szczególnym wyzwaniem. Zaniepokoiło mnie jednak to, że kilkakrotnie spytał, czy chodzi o stadion Skonto Ryga – chyba najbardziej znanego klubu na Łotwie. Za każdym razem zaprzeczałem, ale taksówkarz i tak zawiózł mnie właśnie tam.
Postanowiłem zmodyfikować strategię komunikacyjną i przeszedłem z angielskiego na rosyjski, wyrażając jednocześnie żal i rozczarowanie, że mnie w ogóle nie słucha.
W końcu głównie za pomocą wskazówek otrzymywanych od przypadkowych przechodniów udało się nam trafić pod adres postulowany.
Na stadionie zgromadziło się kilkadziesiąt osób, w przeważającej większości sympatyków drużyny gospodarzy. Największą uwagę przykuwał jednak brodaty jegomość wystrojony w żółtą koszulkę Ventspilsu, który z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy wyśpiewywał (solo!) kibicowskie pieśni wielbiące drużynę przyjezdnych. Chapeaux bas.