1 : 0
48 tysięcy widzów, beczenie kozy przez megafon, trzy czerwone kartki, całkiem ładny gol – czego chcieć więcej od meczu?
Jedną z czerwieni ujrzał tutejszy bohater ludu, a jednocześnie nasza wielka duma narodowa – jeszcze się nie spotkałem w polskich mediach z przypadkiem, żeby po nazwisku Podolski nie padła jakże cenna informacja, że babcia zawodnika w dalszym ciągu mieszka w Gliwicach. Reprezentant Niemiec, a jednocześnie przyjaciel boiskowy i idol Peszki Sławomira, był łaskaw wdać się w utarczkę słowno-kinetyczną z kapitanem przyjezdnych, niejakim Kobiaszwilim. Prawdopodobnie gdyby ów nazywał się Sakaszwili i miał jako takie pojęcie o prowadzeniu czołgu, sprawa rozeszłaby się po kościach. A tak sędzia okazał się drobiazgowy i obu usunął z boiska.
Wcześniej, po zaledwie ośmiu minutach spędzonych na murawie musiał ją opuścić Jajalo. Są spory, czy Chorwat w tym czasie kopnął piłkę. Kamery zarejestrowały jedynie, jak kopie przeciwnika. Pech, albo zwyczajna złośliwość realizatora transmisji.